NAUKOWIEC TYPU „SZNURKIEM WIĄZANE”

Mimo tych robiących wrażenie osiągnięć naukowych ten uprzejmy i niepretensjonalny wynalazca lubi określać siebie jako naukowiec typu „sznurkiem wiązane”. Nie widzi sensu w marnowaniu czasu na budowanie wymyślnej aparatury, gdy znacznie prostsze urządzenie służy równie dobrze przy testowaniu nowych pomysłów. Prototypowe urządzenia przedstawione na fotografiach załączonych do tego artykułu zostały prowizorycznie posklejane taśmą klejącą i folią aluminiową, ten ostatni materiał został użyty głównie do zamocowania pojedynczych stałych magnesów, aby nie rozleciały się na boki.

Myślę, że najlepszym sposobem opisania tych trzech gadżetów będzie przedstawienie moich własnych wrażeń odniesionych w czasie prezentacji ich działania. W ten sposób będę mógł przedstawić nie tylko to, co mówi o tym ich twórca, ale również to, czego doznałem w czasie własnych eksperymentów z nimi. Próbując wyjaśnić, jak to wszystko działa, będziemy musieli polegać jednak na tym, co mówi o tym ich twórca.

Pierwsze urządzenie składa się z kilkunastu owiniętych w folię magnesów ułożonych w szeroki łuk. Każdy z magnesów jest lekko podgięty z obu końców na kształt spłaszczonej litery U, aby poprawić koncentrację pola magnetycznego w miejscu, gdzie zachodzi tego potrzeba. Krzywizna całego zestawu magnesów nie ma szczególnego znaczenia, z wyjątkiem tego, że uwidacznia, iż odległość między magnesami stojana i poruszającym się pojazdem jest mało istotna. Przezroczysta plastykowa płyta znajdująca się u góry tego zestawu magnesów podtrzymuje odcinek plastykowych szyn kolejowych. Pojazd zbudowany jest na kształt wagonu towarowego – platformy kolejowej, na której spoczywa para wygiętych magnesów oraz swego rodzaj obciążnik, którego rolę spełnia niekiedy zwykły kamień. Obciążnik jest potrzebny do utrzymania wagonu na torze i stanowi przeciwwagę dla potężnych sił magnetycznych usiłujących zepchnąć wagon na bok. I to w zasadzie wszystko, co można powiedzieć na temat budowy tego modelu „silnika liniowego”.

Byłem przygotowany na to, że nadwerężę sobie wzrok usiłując dostrzec oznaki jakiegokolwiek ruchu pojazdu. Ale jak się okazało, niepotrzebnie się martwiłem. W momencie, w którym wynalazca ostrożnie opuścił pojazd na jeden z końców szyn, pojazd z miejsca przyspieszył i dosłownie śmignął na ich drugi koniec spadając na podłogę! „No, no!” – pomyślałem sobie.

Postanowiłem sam przeprowadzić to doświadczenie. W chwili gdy umieszczałem pojazd na szynach, wyczułem oddziaływanie potężnych sił magnetycznych. Bardzo delikatnie ustawiłem go na początku torów, uważając, aby nie pchnąć go przy tym do przodu. Gdy go puściłem, ponownie śmignął i znalazł się na podłodze na drugim końcu szyn. Wiedząc, że będę pytany, czy tory nie były pochylone, zmieniłem kierunek ruchu puszczając pojazd z drugiego końca toru. Wszystko przebiegło tak samo. Tak naprawdę pojazd może przemieszczać się również pod górę, nawet przy znacznym nachyleniu. W świetle tych testów, biorąc pod uwagę znaczą prędkość pojazdu, należy stwierdzić, że nie może tu być mowy o jakimkolwiek zwyczajnym efekcie ubocznym lub „brzegowym”.

Na przedstawionym niżej zdjęciu uchwycony został moment, w którym pojazd był mniej więcej w połowie drogi. Zdjęcie to wykonano z wykorzystaniem flesza. Nie ma możliwości, aby mógł on tkwić nieruchomo w tym miejscu, chyba że w jakiś sposób udałoby się go przytwierdzić do torowiska.

 

 

Drugie urządzenie składa się z magnesów w kształcie litery U ustawionych w dosyć luźnym porządku na kształt angielskiego megalitu Stonehenge. Urządzenie umieszczone jest na przezroczystej plastykowej płycie przymocowanej do płyty ze sklejki przytwierdzonej od spodu do swobodnie obracającego się koła wykonanego z deskorolki. Zgodnie z udzieloną mi instrukcją zbliżyłem ośmiouncjowy (0,23 kg) magnes ogniskujący do pierścienia większych magnesów, utrzymując go w odległości co najmniej 4 cali (10 cm) od niego. Czterdziestofuntowy (18,14 kg) zestaw magnesów z miejsca zaczął się obracać i w rezultacie rozpędził się do dużej prędkości, którą utrzymywał tak długo, jak długo ogniskujący magnes był trzymany w polu magnetycznym. Kiedy zmieniłem kierunek biegunów magnesu ogniskującego, całość ruszyła w przeciwną stronę.

 

 

Cały ten zestaw to dość prymitywny model silnika, niemniej dowodzi on, że jest możliwe zbudowanie silnika napędzanego wyłącznie przez stałe magnesy.

Trzecie urządzenie wygląda jak kości prehistorycznego morskiego stworzenia i składa się z tunelu wykonanego z elastycznego materiału magnetycznego, który można łatwo wyginać nadając mu kształt pierścieni. Jest to jeden z modeli demonstracyjnych, które Johnson zabrał do amerykańskiego urzędu patentowego w czasie zabiegów zmierzających do uzyskania patentu. Zazwyczaj rzecznicy patentowi poświęcają petentowi nie więcej niż kilka minut, jednak z urządzeniem Johnsona bawili się prawie godzinę.

 

 

Przepychanki Johnsona z urzędem patentowym trwały około sześciu lat, zanim uzyskał patent. W końcu pogratulowano mu ostatecznego zwycięstwa nad biurokracją patentową oraz pomysłowości. Tym, co najbardziej go zdumiało, było włączenie do opisu patentowego diagramu, który nie ma z nim nic wspólnego. Osoby, które będą chciały zapoznać się z tym patentem, informuję, że nie powinny zwracać uwagi na „ferrytowy” wykres umieszczony na pierwszej stronie, bowiem dotyczy on zupełnie innego patentu!

Tunelowe urządzenie pracowało bez zarzutu, kiedy składałem wizytę w biurze wynalazcy. Johnson zauważył, że gumowe magnesy są około tysiąca razy słabsze od kobaltowo-samarowych zastosowanych w pozostałych modelach. Z silnymi magnesami związany jest jeden poważny problem – są zbyt drogie. Według wynalazcy magnesy użyte do wirującego urządzenia przypominającego wyglądem Stonehenge kosztują ponad tysiąc dolarów. Nie ma jednak potrzeby liczyć na obniżenie ich ceny w wyniku wdrożenia ich masowej produkcji, jako że Johnson i U.S. Magnets and Alloy Co. (firma produkująca magnesy i stopy) są w trakcie opracowywania znacznie tańszego i sprawującego się równie dobrze alternatywnego materiału magnetycznego.

Script logo
Do góry