Darwinizm – upadająca teoria

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 29 (3/2003)
Tytuł oryginalny: „Darwinism: A Crumbling Theory”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 10, nr 2

Lloyd Pye

część 2

część 1

W pierwszej części tego artykułu wyjaśniłem pogląd interwencjonistów na sprawę pochodzenia życia na Ziemi. Wykazałem ogrom przewagi dowodów świadczących na rzecz poglądu, że życie tu przybyło, a nie rozwinęło się samorzutnie, jak to wmawiają nam pokolenia naukowców starających się utrzymać religijny mit o stworzeniu z dala od podręczników i szkół. Osobiście przyklaskuję i popieram wszelkie wysiłki zmierzające do utrzymania wszystkich, pozornie prawdziwych, aspektów kreacjonizmu w bezpiecznym ograniczeniu wyznaczonym przez miejsca kultu, gdzie jest ich właściwe miejsce. Z równie wielkim niesmakiem odnoszę się do naukowców, którzy uginają się pod naporem tego, co zwykliśmy nazywać „wpływem otoczenia”. Ze względu na to, że motorem działania obu tych grup są ich kolektywne strachy i dogmaty, żadna z nich nie jest w stanie spojrzeć trzeźwo na rzeczywistość, co uwidacznia się coraz bardziej wraz z postępem badań i jak się mi wydaje, w oczywisty sposób wynika z argumentów przedstawionych w pierwszej części tego artykułu. Postarajmy się obecnie dokonać tego samego w odniesieniu do pochodzenia człowieka.

Jeśli jest coś, co upodabnia kreacjonistów do darwinistów, to jest to przypuszczenie, że obie grupy mogą nie mieć racji w sprawie tego, w jaki sposób nam, ludziom, udało się tak dalece zdominować naszą planetę. Oba obozy są w stanie tolerować krytykę dotyczącą stosunkowo szerokiego wachlarza aspektów mieszczących się w zakresie ich zainteresowań, włącznie z tego rodzaju krytyką, na jaką pozwoliłem sobie w stosunku do pochodzenia życia w pierwszej części artykułu. Nie tolerują jednak wyzwań wymierzonych w ich poglądy dotyczące początków nas wszystkich. Jeśli ktoś się na to poważy, będzie miał duże kłopoty. Tak więc ci z nas, którzy są zwolennikami teorii interwencjonizmu, stają się obiektem ataku z obu stron, nie licząc jeszcze jednej kliki – oświeconej podgrupy kreacjonistów zwanych zwolennikami „inteligentnego planu” (genialny dobór nazwy podkreślającej ich ostateczną koncepcję istnienia „wielkiego stwórcy” z jednoczesnym podkreśleniem, że są oni mądrzejsi od wszystkich, którzy się im sprzeciwiają).

Wszystkie strony zdają się być zgodne w jednym, a mianowicie w tym, że ludzie są czymś „szczególnym”. Kreacjoniści i zwolennicy „inteligentnego planu” uważają, że pojawienie się człowieka w wyniku aktu o charakterze boskim jest sprawą oczywistą. Kreacjoniści uważają, że stwórca jest uniwersalnym „bogiem”, którego zwolennicy „inteligentnego planu” rozwadniają do bardziej przyswajalnej postaci „jednostki lub systemu” zdolnego do wygenerowania porządku z chaosu, życia z materii nieożywionej. Nawet darwiniści przyznają, że wiele naszych fizycznych, emocjonalnych i intelektualnych cech sytuuje nas w dużej odległości od pozostałych naczelnych, naszych przodków, którzy stanowili według nich poprzedzającą nas formę rozwojową w procesie biologicznej ewolucji. Jednak mimo wysokiego stopnia naszej „szczególności”, darwiniści żarliwie promują dogmat, że nawet najbardziej wymyślne różnice, odróżniające nas od naszych przodków, można wyjaśnić na gruncie „przyczyn naturalnych”.

Podobnie jak to było z wczesnymi formami życia, w tym procesie nie ma nic naturalnego.

 

NAJWCZEŚNIEJSZE NACZELNE

Darwiniści uważają, że saga o człowieku zaczyna się wraz z pojawieniem się ssaków wielkości myszy noszących nazwę insectivores (owadożerce przypominające dzisiejsze nadrzewne ryjówki), które pętały się pod nogami dinozaurów, starając się nie stać pożywieniem dla ich mniejszych pobratymców. Potem, pod koniec kredy, 65 milionów lat temu, doszło do katastrofy, która zmiotła z powierzchni Ziemi dinozaury i umożliwiła małym owadożercom swobodną ewolucję, w następstwie której po kilku milionach lat, w epoce wczesnego paleocenu, którego koniec określa się na 55 milionów lat temu, powstały pierwsze naczelne, prosimiany (dosłownie przedmałpy, małpiatki).

Podobnie jak w pozostałych szczegółach dogmatu darwinizmu, wszystko to stanowi najczystszą spekulację. W rzeczywistości brak jest jakichkolwiek form przejściowych między insectivorami a małpiatkami i gdyby takie formy kiedykolwiek odkryto, wówczas znalibyśmy niezliczone ich przykłady, a ja nie pisałbym tego artykułu. Ewolucja w wydaniu darwinowskim zostałaby udowodniona poza wszelkie wątpliwości i tak to wszystko by się zakończyło.

Odczytywanie zapisu znajdującego się w fosyliach to nic innego jak odkrywanie przerywanej równowagi (o czym mówi pierwsza część). „Chuligański jęk”, jak nazywają ten nurt krytycy, podkreśla, że sfosylizowane szczątki różnych form życia pojawiają się na Ziemi najczęściej po wydarzeniach o charakterze katastroficznym, ale nie zawsze, jako że rzekome protonaczelne oraz flora występują również w okresie poprzedzającym katastrofę, która miała miejsce pod koniec kredy. Pojawiły się wtedy, kiedy się pojawiły, przeto stosunkowo nagłe pojawienie się po katastrofie najwcześniejszych naczelnych, małpiatek (lemurów, lori i innych), stanowi jedną z wielu nagłych manifestacji.

Jeśli chodzi o pochodzenie człowieka, rodzi się zasadnicze pytanie: czy protonaczelne rzeczywiście ewoluowały do małpiatek, małpiatki do małp, małpy do małp człekokształtnych (małpoludów), a te do ludzi? A może sprawa wyglądała tak, że pojawiły się protonaczelne, małpiatki, małpy, małpy człekokształtne (małpoludy) i człowiek? Albo w naszym „szczególnym” przypadku zostaliśmy po prostu stworzeni?

Jakkolwiek to się stało, występuje pewien wzorzec. Najwcześniejsze małpiatki znajdujemy w fosyliach datowanych na 65 milionów lat temu, poniżej granicy oddzielającej mezozoik od kenozoiku. Zakłada się, że ich potomkowie zostaną kiedyś odnalezieni jako jedno z „brakujących ogniw” koniecznych do usztywnienia szkieletu teorii ewolucji Darwina. Małpiatki dominują w paleocenie i eocenie w okresie od 65 do 35 milionów lat temu. (Proszę się nie obawiać, nie będzie żadnego egzaminu z nazewnictwa i dat, w związku z czym proszę nie zawracać sobie głowy ich zapamiętywaniem, należy jedynie zdawać sobie sprawę z upływu czasu). 35 milionów lat temu zaczyna się oligocen i wraz z nim pojawiają się małpy.

I nauka ponownie zakłada, że małpy ewoluowały z małpiatek, mimo braku jakichkolwiek dowodów na tę transformację. W rzeczywistości istnieją dane wskazujące na zupełnie inny bieg zdarzeń, a mianowicie na straszliwy statis (zastój), któremu na imię przerywana równowaga. Współczesne nam małpiatki są zasadniczo takie same, jakie były 50 milionów lat temu. Niektóre gatunki wyginęły, podczas gdy inne ewoluowały w nowe formy, ale lemury i lori wciąż mają mokre nosy, podczas gdy wyraki suche, i wydaje się, że zawsze tak było. Z tego względu zakłada się, że wyraki są odpowiedzialne za przeobrażenie się w małpy i całą późniejszą resztę.

Małpy po raz pierwszy pojawiły się 35 milionów lat temu, od samego początku znacznie różniąc się od małpiatek. Z całą pewnością są między nimi pewne związki fizjologiczne, takie jak chwytne ręce i stopy pozwalające na łatwe przemieszczanie się po drzewach, jednak małpiatki trzymają się kurczowo, a następnie skaczą, podczas gdy małpy wolą przemieszczać się ruchem wahadłowym, kołysząc się na rękach. Małpiatki znacznie bardziej polegają na zmyśle węchu niż małpy. Ta lista różnic jest dosyć długa.

Powodem, dla którego wiąże się je ze sobą na ewolucyjnym schemacie blokowym, jest to, że wydają się stosunkowo bliskie sobie – bliskie w wystarczającej liczbie szczegółów na to, aby można je było ze sobą powiązać. I tylko dlatego. Nauka koncentruje się na podobieństwach i usilnie stara się ignorować luki i rozbieżności, nieodmiennie zakładając, że jest wystarczająco dużo czasu, aby ewolucja mocą swojej magicznej siły wygenerowała te niewytłumaczalne różnice.

Przez kolejne 10 milionów lat, większe, silniejsze i bardziej „rozwinięte” małpy konkurują z małpiatkami o nadrzewne zasoby, szybko zdobywając nad nimi przewagę i doprowadzając niektóre gatunki swoich „przodków” do całkowitego wyginięcia.

Następnie, około 25 milionów lat temu, miocen dostarcza nam w fosyliach pierwsze małpy człekokształtne (małpoludy), równie nagle i nie do wytłumaczenia, jak to miało miejsce w przypadku pojawienia się małpiatek. Nauka ponownie utrzymuje, że wykształciły się one z małp, lecz dowody na to są równie rzadkie, jak te świadczące o związku między małpiatkami i małpami. Form przejściowych koniecznych do poparcia tego twierdzenia wśród fosyliów po prostu brak.

Jeśli nie jest to typowy wzorzec przerywanej równowagi, to co to jest?

Script logo
Do góry