Hinduska wyrocznia spisana na palmowych liściach

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 60 (4/2008)
Tytuł oryginalny: „The Naadi Palm Leaf Oracle of India”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 15, nr 3

Angela Donovan, Andrew Donovan

 

Gdyby ktoś oświadczył wam w dziwnym kraju, że potrafi odczytać waszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość ze starożytnych zapisów spisanych na palmowych liściach sanskrytem lub językiem tamilskim, czy podeszlibyście do tego sceptycznie? Mój mąż był oczywiście sceptyczny. W roku 2004 Andrew i ja zostaliśmy zaproszeni na ślub w Kaszmirze. Oznaczało to, że należy podjąć istotną decyzję, jako że mieszkamy w Wielkiej Brytanii, zaś Kaszmir nie jest „po sąsiedzku”. Po przedłużającym się wahaniu, tak że zrobiło się już prawie za późno, ni stąd, ni zowąd Andrew oświadczył nagle: „Dobrze, jedźmy!” Powiedział to tak zdecydowanym głosem, że usłyszałam siebie bezwiednie odpowiadającą mu: „OK, potwierdźmy przyjazd i zarezerwujmy miejsca w samolocie”. Od momentu tej nagłej zmiany planów Andrew zaczęłam doświadczać potęgującego się odczucia synchroniczności.

Tuż przed wyjazdem przyjaciel z Los Angeles powiedział mi o Naadi i wielkim wpływie, jakie wywarły one na Deepaku Choprze1 po ich „odczytaniu” mu. Nigdy o nich nie słyszałam, ale z miejsca zaintrygowały mnie, i zapragnęłam zetknąć się z nimi, jeśli będzie to możliwe, gdy tam dotrzemy. Nie wdając się w szczegóły, jak do tego doszło, stwierdzę jedynie, że doszło i że zmieniło to nasze życie. Dla nas obojga było to przeżycie naszego życia i jak to wyjaśni Andrew, nic już nie było takie jak przedtem, zwłaszcza dla niego.

Angela Donovan

 

OPOWIEŚĆ ANDREW

Posłuchajcie, ciekawi, wolni od uprzedzeń, o otwartych umysłach, oczytani czytelnicy Nexusa. Wiedźcie, że wyznanie, iż Angela i ja (równie ciekawi, wolni od uprzedzeń, o otwartych umysłach i oczytani) zmieniliśmy diametralnie nasze życie po zetknięciu się z palmowymi liśćmi – w rzeczy samej dwoma – które przemówiły do nas językiem, którego nie rozumieliśmy, w dodatku w kraju, w którym nigdy przedtem nie byliśmy, i w czasie, w którym nie spodziewaliśmy się tam znaleźć, jest niełatwe i nieco krępujące.

W przypadku Angeli jej życie nie zmieniło się bardzo, o czym świadczy wiele dalszych pozytywnych potwierdzeń, jednak w moim przypadku spotkanie z moim szczególnym „liściem” było szokująco odkrywczym przeżyciem, na które w ogóle nie byłem przygotowany. Nic nie przygotowało mnie, sceptyka, jakim byłem i pod wieloma względami wciąż jestem, na to, co Naadi objawił mi tamtego dnia: dowód, że cel mojej duszy został zdumiewająco dokładnie opisany na liściu, który odnosił się do mnie i tylko do mnie, przez kogoś, kto nie mógł mnie znać i żył niezliczoną liczbę lat temu.

 

Odczytywanie liścia palmowego Naadi

Tak, w Indiach mają liście, które potrafią to zrobić i robią to każdego dnia dla setek innych ludzi w ten sam sposób, i jak ustaliliśmy, robią to wszystko lepiej niż dobrze. Nie są to jednak jakieś przypadkowe liście – naniesione na nich inskrypcje zostały podyktowane tysiące lat temu przez kilku wielkich hinduskich riszich lub mędrców (w naszym przypadku Sri Kausika) i od tamtego momentu leżały uśpione – na własne życzenie – czekając na właściwy moment przypisanego im rendez-vous z osobą, której dotyczą.

Ale zanim dana osoba wszystkiego się dowie, musi od czegoś zacząć. Zakładając, że jest w stanie znaleźć uczciwego i godnego zaufania człowieka zajmującego się Naadi, co nie jest łatwe, musi zostawić mu swój odcisk linii papilarnych kciuka – prawego w przypadku mężczyzn i lewego w przypadku kobiet – trzy odciski, które należy starannie odbić w księdze pełnej takich odcisków, z których każdy zaczyna swoją podróż. Następnie sygnuje się je, dodając absolutne minimum informacji o sobie – imię, płeć, datę z dniem, adres i numer telefonu, pod którym jest się osiągalnym – i odchodzi. Odczytujący Naadi nie prosi o nic więcej – niepotrzebna mu narodowość, zawód, wiek, nazwisko etc. – i bardzo grzecznie wyprowadza daną osobę za drzwi.

Później odczytujący bada odcisk palca szukając znaczących znaków – „kropek”, „koron” i innych śladów. Podczas gdy każdy odcisk jest unikalny, dla czytającego Naadi liczba i pogrupowanie „koron” etc. umożliwia zredukowanie ogólnej liczby do 108 podstawowych typów lub „kategorii” obejmujących całą ludzkość. Tak więc następny krok polega na znalezieniu, do której „kategorii”, jeśli w ogóle do jakiejkolwiek, należy nasz odcisk.

Odczytujący bardzo grzecznie poinformuje nas, że znacznego procentu światowej populacji nie da się odnaleźć w ten sposób. Przez chwilę odczytującego Naadi nic nie obchodzi i nie będzie pytał, z którego jesteśmy kraju, jakiej wiary, religii, wyznania ani jakiego jesteśmy koloru – jest pewny jednego: kto ma spotkać się ze swoim liściem, ten przyjdzie, ponieważ „kto pragnie zajrzeć w liście, przybędzie do nich z własnej inicjatywy”.

Nawet po znalezieniu naszej „kategorii”, zlokalizowanie naszego liścia w jej ramach może zająć godziny, dni, tygodnie a nawet miesiące, bowiem znalezienie naszego pośród ogromnej ich liczby, równej znacznej części światowej populacji, może zająć trochę czasu – stąd „kategorie”. Liście o podobnych podstawowych parametrach są zebrane razem w wiązki liczące do 100 sztuk – takie, które z grubsza pasują do cech naszego kciuka.

Uzbrojony w cztery lub pięć takich wiązek odczytujący wezwie was w nadziei, że połączy was z waszym liściem. Oznacza to sprawdzanie każdego liścia, aż zostanie „znaleziony” ten właściwy, a kiedy wyczerpią się już wiązki liści, mogą posłać po kolejne ze swoich archiwów. W rezultacie cały proces trochę się opóźnia. Potrzebny jest również tłumacz, ponieważ odczytujący Naadi niekoniecznie muszą być bardziej biegli w angielskim niż my w ich urdu2, telugu3 lub sanskrycie4.

 

 

Złożone zapisy Naadi

 

Script logo
Do góry