Przykra prawda o kosmetykach i środkach
higieny osobistej

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 52 (2/2007)
Tytuł oryginalny: „The Ugly Truth about Beauty And Hygiene Products”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 14, nr 1

Charu Bahri

 

ZABÓJCZY KOKTAJL CHEMIKALIÓW

Zwyczajne mydło nie wystarczy. Oczyszczamy się za pomocą peelingu do twarzy i ciała i osuszamy skórę, po czym namaszczamy się odżywczymi kremami. Jeszcze dezodorant, aby zamaskować naturalną woń ciała (naturalna woń potu, który pojawia się po ciężkiej pracy) i na koniec kropelka perfum lub wody po goleniu. W przypadku około połowy naszej dorosłej i nastoletniej populacji – mam tu na myśli głównie panie – dochodzi jeszcze szereg zabiegów „uatrakcyjniających” twarz i ręce, takich jak krem chroniący przed słońcem, podkład, cienie, szminka, lakier do paznokci. Lista ciągnie się jak tasiemiec, jako że jesteśmy konsumentami-ignorantami produktów higieny osobistej oraz kosmetyków.

Nasza ignorancja rozpoczyna się, gdy nie potrafimy zdać sobie sprawy, że głównym poszkodowanym w następstwie naszej próżności jest największy organ naszego organizmu – nasza skóra. Skóra jest czymś więcej niż tylko osłoną tego, co jest wewnątrz. To żywa powłoka, która oddycha, jeśli oczywiście pozwolimy jej na to. W rezultacie powleczenia jej kremami i emulsjami jej zdolność do oddychania, a więc i życia, maleje. Jej uszkodzenie nie ogranicza się do utrudnienia jej oddychania. Jako łatwo absorbujący organ, zasysa związki, jakie na nią nakładamy. Jeśli te związki zawierają korzystne dla nas składniki, nie dochodzi do uszkodzeń, ale jeśli zawierają chemikalia, które mogą mieć niekorzystny wpływ na skórę i inne organy naszego organizmu – szczególnie niebezpieczny jest efekt kumulatywny, który ujawnia się dopiero po latach – nasze proste higieniczne nawyki przekształcają się na zabójczy styl życia przyspieszający choroby i śmierć.

Co takiego zawierają pospolicie stosowane produkty higieny osobistej i kosmetyki? Wielu zdziwi się, dowiadując się, że często są to koktajle chemikaliów działających jako kancerogeny (czynniki rakotwórcze), rozwojowe toksyny (toksyny, które silnie wpływają na fizyczny i umysłowy rozwój dziecka), środki zakłócające działanie układu endokrynologicznego (substancje blokujące wytwarzanie lub przekazywanie hormonów w organizmie i w ten sposób zakłócające proces rozwoju), mutageny (środki powodujące mutacje DNA prowadzące do raka lub powodujące wady wrodzone), neurotoksyny (chemikalia oddziałujące na nasz układ nerwowy), reprotoksyny (czynniki oddziałujące na nasz układ rozrodczy) i alergeny (chemikalia wywołujące reakcje alergiczne w normalnej tkance po jej kilkakrotnym na nie wystawianiu). Uff!

Trudno uwierzyć, prawda? Zanim przyjrzymy się dokładniej, jaki wpływ na zdrowie wywierają wyżej przytoczone środki, zastanówmy się, dlaczego są tak dobrze skrywane.

Liczba amatorów produktów upiększających i higieny osobistej stale rośnie i nic w tym dziwnego, albowiem próżność na punkcie wyglądu własnego ciała przestała być wyłączną domeną pań. Mężczyźni również dali się uwieść kosmetycznym gigantom, które uparcie powtarzają mantrę: „wyglądasz dobrze, czujesz się dobrze”. Poprzez rozwinięte kraje Zachodu i gwałtownie rozwijające się rynki Wschodu, ignorancja i fałszywe przekonanie, które zrównuje rozwój z dobrym wyglądem i wytwornością, objęły silnym uściskiem konsumpcyjnie zorientowane populacje. W rezultacie mamy stały wzrost zysków globalnych korporacji zajmujących się kosmetykami i środkami higieny osobistej. Sukces ten napędza jeszcze bardziej agresywną kampanię reklamową, która zwiększa liczbę chcących „dobrze wyglądać” ofiar.

 

DLACZEGO TAK SIĘ DZIEJE?

Właściwie nie powinniśmy pytać, dlaczego tak się dzieje, ale dlaczego pozwalamy, aby tak się działo. Fakt, że produkty upiększające i higieny osobistej nie są jeszcze postrzegane jako bezpośrednio związane z naszym dobrym samopoczuciem (to znaczy zdrowiem) dodatkowo powiększa skalę problemu. Powoli stajemy się zwolennikami organicznej żywności i jednocześnie bardzo wyczuleni na chemiczne pozostałości i pestycydy w owocach i jarzynach, które spożywamy, ponieważ mamy świadomość, że wprowadzamy je do wnętrza swojego ciała, natomiast kosmetyki i im podobne produkty, które stosujemy wyłącznie zewnętrznie, ignorujemy. Do naszej świadomości wciąż nie dociera, że skóra jest czymś w rodzaju żywej gąbki, równie podatna na szkodliwe oddziaływanie toksyn jak na przykład układ trawienny.

To właśnie nasza ignorancja i agitacja są ostrogami przemysłu kosmetycznego. Chociaż działacze z powodzeniem kontynuują kampanie przeciwko przemysłowi tytoniowemu, musiało minąć wiele lat, zanim na paczkach papierosów umieszczono napis: „Palenie papierosów jest szkodliwe dla zdrowia”. W przypadku kosmetyków i środków higieny nie wydano jak dotąd żadnych podobnych nakazów umieszczenia obowiązkowego ostrzeżenia.

 

LUŹNE STANDARDY

Chociaż istnieje pilna potrzeba opracowania rygorystycznych standardów w odniesieniu do kosmetyków, w rzeczywistości brak działań w tym zakresie – przemysł kosmetyczny robi, co chce. Na przykład w USA Urząd ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration; w skrócie FDA) nie wymaga wykonywania testów bezpieczeństwa finalnego produktu upiększającego przed jego wprowadzeniem na rynek, zarówno przez producenta, jak i własny personel, co sprawia, że końcowy produkt i jego składniki stają się podejrzane. Urząd ten stwierdził: „producent kosmetyków może używać niemal każdego surowca jako składnika kosmetyku i sprzedawać produkt bez jakiejkolwiek aprobaty FDA”.1

Chociaż firmy kosmetyczne chciałyby, byśmy wierzyli, że bardzo troszczą się o naszą skórę i prowadzą rygorystyczne testy uczuleniowe i bezpieczeństwa (niestety, na zwierzętach – ten brutalizm to już zupełnie inna historia) przed wprowadzeniem na rynek swojego produktu, w rzeczywistości, jak podkreślili badacze z Krajowej Rady ds. Badań (National Research Council), „spośród dziesiątków tysięcy handlowo ważnych chemikaliów, zaledwie kilka poddano ekstensywnym próbom na toksyczność, natomiast reszty nigdy nie przebadano”.2

Amerykański Krajowy Zarząd Środowiska (National Environmental Trust), nadzorca przemysłu, kreśli ponury obraz wynikający z braku standardów i testów. Organizator kalifornijskiej grupy Nick Guroff powiedział: „W sytuacji gdy przed dopuszczeniem na rynek kosmetyków FDA nie prowadzi testów na nieszkodliwość dla zdrowia zawartych w nich chemicznych składników, aby przemysł mógł utrzymywać przez wiele lat, że używanie kosmetyków jest w dużym stopniu bezpieczne, potrzebne jest całkowite zaprzeczanie faktowi, że nie mamy publicznie weryfikowalnego sposobu ustalenia, że takie twierdzenie jest prawdziwe”.3

Script logo
Do góry