Tłumienie i filtrowanie nowych idei w nauce

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 25 (5/2002)
Tytuł oryginalny: „The Suppression of Dissent in Science”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 9, nr 4

Will Hart

 

W artykule „Archeologiczny kamuflaż” zamieszczonym w poprzednim numerze Nexusa przedstawiłem metody, jakimi nauka tłumi anomalie, „heretyckich” naukowców oraz odstępstwa od oficjalnie obowiązujących poglądów. W niniejszym artykule będziemy kontynuować ten temat, tyle że na przykładzie innych dziedzin wiedzy. Brian Martin z Uniwersytetu Wollongong w Nowej Południowej Walii w Australii zadał sobie trud zbadania, jak funkcjonuje nauka, wyraźnie rozgraniczając to, jak funkcjonuje rzeczywiście, od tego, jak powinna funkcjonować.

 

Jeśli za jakąś teorią lub postawą kryją się żywotne interesy, wówczas zadanie tych, którzy starają się rzucić im wyzwanie, jest bardzo trudne. Trudność ta pogłębia się, jeśli ci, którzy rzucają wyzwanie, są ludźmi z zewnątrz, którzy nie „bawią się w te klocki”. Jeśli ktoś jest utalentowanym naukowcem z pozytywnym zapisem kariery pracującym w elitarnej instytucji i napisze z pozoru konwencjonalną pracę, która zawiera wyzywające, ambitne teorie, może mieć duże kłopoty. Dla każdej innej osoby będzie to jeszcze bardziej niebezpieczne.

Habitat Australia (nr 7, 1992)

 

Sposób funkcjonowania nauki można przedstawić jako skomplikowany proces filtrowania. Ściany i sale akademii idą ręka w rękę z nauką. Bez względu na posiadane zdolności, jeśli nie posiada się odpowiedniego stopnia naukowego, nie przejdzie się przez następny filtr.

Bardzo pomocne jest posiadanie stopnia naukowego z właściwej (renomowanej) instytucji naukowej. Posiadnie tej kwalifikacji ułatwia pisanie prac naukowych i stanie się cieszącym się uznaniem uczonym i badaczem, krótko mówiąc, stanie się dobrym w „te klocki”.

Kolejny filtr to punkt widzenia środowiska naukowego. Prace naukowe są poddawane ocenie jury składającego się z naukowców i mają dużą szansę na opublikowanie, jeśli pozostają w zgodzie z istniejącymi teoriami, natomiast najprawdopodobniej skończą marnie, jeśli jest inaczej.

To, że ktoś coś odkrył, nie oznacza, że to nowe odkrycie lub teoria rzucające wyzwanie panującym poglądom, bez względu na ich genialność, wstrząsną posadami nauki i zostaną zaakceptowane, o czym niebawem się przekonamy.

 

HERETYCY I BADANIA TABU

W roku 1994 BBC nadała cykl audycji z cyklu Heretycy (Heretics), w którym przedstawiono, w jaki sposób społeczność naukowa reagowała na poglądy uważane za niemożliwe do zaakceptowania. Te „nie do zaakceptowania” poglądy obejmują różne zagadnienia, od skuteczności wysokich dawek witaminy C zaczynając, a na istnieniu antygrawitacji i psychokinezy (PK) kończąc. Niektórzy z naukowców, którzy proponowali „zwariowane” poglądy, mają ugruntowaną pozycję – na przykład Linus Pauling1 czy Robert Jahn. W każdym z tych przypadków miał miejsce identyczny przebieg wydarzeń. Ich twierdzenia zostały z miejsca odrzucone i określone jako „nonsensowne” lub „niemożliwe” i to bez jakiegokolwiek zastanowienia się nad przedstawionymi dowodami lub wysłuchania argumentów autorów. Bieg wypadków miał jeszcze głębsze podłoże i obnażył wysoki stopień ograniczoności oraz silne poczucie wyższości charakteryzujące społeczność naukową.

W audycji zaprezentowano przypadek Roberta Jahna, specjalisty z dziedziny budowy rakiet. W odnośnym czasie Jahn był dziekanem Wydziału Inżynierii na Uniwersytecie Princeton. Poza wypełnianiem normalnych obowiązków i prowadzeniem badań zaczął interesować się psychokinezą2, kiedy jeden ze studentów zapytał, czy może zbadać ewentualny wpływ umysłu na obwody elektroniczne. Jahn uważał, że eksperyment z tego zakresu będzie nieszkodliwy i nie spodziewał się żadnych pozytywnych rezultatów. Okazało się jednak, że eksperyment dał pozytywne wyniki. Jahn zorganizował kolejny eksperyment, aby sprawdzić, czy wyniki są powtarzalne, i ku swojemu własnemu zdziwieniu stwierdził, że są. Mimo iż uniwersytet zabronił mu opowiadać o tych eksperymentach, Jahn kontynuował badania, jak na prawdziwego naukowca motywowanego ciekawością przystało. W końcu opublikował część wyników, co bardzo zaniepokoiło jego kolegów.

W odpowiedzi laureat Nagrody Nobla, Philip Anderson, skrytykował go w artykule, który ukazał się w 12 numerze Physics Today (Współczesna fizyka) z roku 1990. Wywołało to istną burzę, która miała więcej wspólnego z charaterem „tabu” badań Jahna niż z rzetelną dyskusją nad wiarygodnością jego metod badawczych. W czasie wywiadu przeprowadzonego dla programu Heretycy do tej dyskusji włączył się inny laureat Nagrody Nobla, Steve Weinberg. Z jego wypowiedzi wynikało, że obawia się on raczej wpływu, jaki eksperymenty Jahna mogą mieć na powszechnie zaaprobowane w fizyce teorie, a nie któregokolwiek z faktów wynikających z badań pasychokinetycznych, co więcej, już sam przedmiot badań zasługiwał według Weinberga na potępienie.

Ten niewypał sprawił, że Jahnowi, szanowanemu naukowcowi zajmującemu prestiżowe stanowisko na renomowanym amerykańskim uniwersytecie, przytknięto etykietkę „heretyka”.

Podobną automatyczną reakcję obserwowaliśmy, kiedy dysydenci wzięli pod lupę wręcz świętą teorię ewolucji.

Społeczeństwo musi zacząć zdawać sobie sprawę, że naukowcy to tylko ludzie charakteryzujący się różną dozą egoizmu, egocentryzmu i samolubstwa – cechami, które mogą mieć wpływ na niezbyt szlachetny obraz „czystej” nauki, co też ma miejsce. Mogą one powodować u naukowców arogancki sposób myślenia, który sprawia, że nagle zaczyna się im wydawać, że wszystko wiedzą najlepiej z samego faktu, że są naukowcami i że już samo to gwarantuje, iż uprawiają dobrą naukę. Logika tego rozumowania jest oczywiście absurdalna i często można ją również dostrzec wśród kleru, przynajmniej w kwestiach dotyczących moralności. Nasi naukowcy często zachowują się tak, jakby byli kapłanami obiektywnej rzeczywistości.

 

DEMASKATORZY I RENEGACI

W roku 1999 z Instytutu Rowetta w Aberdeen w Szkocji wyrzucono Arpada Pusztaia za to, że nawoływał społeczeństwo do zwrócenia uwagi na krytyczne wnioski sprawozdania z badań nad żywnością genetycznie modyfikowaną, które rząd, po cichu, potępiał. Pusztai był już przedtem zawieszony w związku z wynikami prowadzonych przezeń badań, które dowodziły, że szczury karmione genetycznie modyfikowanymi ziemniakami cierpiały na uszkodzenia układu immunologicznego. Nie o taki wniosek chodziło wówczas brytyjskiemu rządowi. Jego „niepoprawna” wiedza i uczciwość kosztowały go utratę pracy.

Jak to już sprawdziliśmy na przykładzie Richarda Miltona, dziennikarza parającego się zagadnieniami nauki, establishment naukowy postępuje nie przebierając w środkach. Nie dość, że wyrzucono Pusztaia z pracy, to jeszcze zszargano jego reputację, kiedy prasa doniosła, że „jego wnioski i badania były, jak później stwierdzono, pozbawione solidnych podstaw”. Szykanowany naukowiec zamknął sprawę prowadzoną w obliczu sądu publicznych mediów za pomocą enuncjacji prasowych następującym stwierdzeniem:

 

Nie jestem przeciwnikiem inżynierii genetycznej, żądam jedynie przeprowadzenia właściwych testów przed a nie po wprowadzeniu żywności genetycznie modyfikowanej.

Guardian Weekly, 12 lutego 1999 roku

 

Demaskatorstwo bywa często jedynym sposobem, przy pomocy którego społeczeństwo bywa informowane o nieuczciwości w nauce. Najwyraźniej jest to czasami jedyny właściwy sposób postępowania, aczkolwiek często może prowadzić do wielu osobistych procesów, utraty przyjaciół i odrzucenia przez kolegów.

Historia jest pełna przykładów naukowców i niezależnych badaczy, którzy byli nękani, nachodzeni, ośmieszani, którym grożono i których wyzwano od ostatnich za to, że starali się zgłębić nowe kierunki lub proponowali nowe, radykalne poglądy.

Script logo
Do góry