Po około 10 sekundach poczucie nieważkości zniknęło. Gernon spojrzał za siebie i westchnął – tunel zapadł się i utworzył wolno obracającą się szczelinę. Poczuł ulgę, że im się udało, ale był też bardzo zdezorientowany i poprosił ojca, aby sprawdził ich pozycję.

Jego ojciec był ekspertem w używaniu różnych urządzeń nawigacyjnych służących do ustalania dokładnego położenia samolotu. Tym razem przyglądał się przyrządom dłużej niż zwykle.

„Następnie powiedział mi, że coś jest nie tak. Wtedy zdałem sobie sprawę, że wszystkie elektroniczne i magnetyczne przyrządy nawigacyjne działają nieprawidłowo. Nawet kompas magnetyczny obracał się wolno w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, tak jakby samolot wchodził w zakręt”.

Gernon z miejsca powiadomił kontrolę ruchu lotniczego w Miami, że nie jest pewien swojej pozycji i chciałby dokonać identyfikacji radarowej. Samolot był wyposażony w transponder, nowe w tamtym czasie urządzenie, które pomagało kontrolerom w ustalaniu położenia samolotów.

„Powiedziałem im, że znajdujemy się około 45 mil (72 km) na południowy wschód od Bimini i lecimy na wysokości 10‍ ‍500 stóp (3200 m). Ale kontroler odpowiedział, że na radarze nie ma żadnych samolotów pomiędzy Miami, Bimini i Andros. Wtedy ojciec wyrwał mi mikrofon i krzyknął do kontrolera: «Co to, do cholery znaczy, że nie możesz nas znaleźć na radarze?»”

Kontroler przeprosił i powiedział, że radar nie wskazuje żadnych samolotów w obszarze, w którym lecieli.

„Zastanawiałem się, jak to możliwe” – wspomina Gernon. „W przeszłości zawsze byli w stanie nas zidentyfikować, szczególnie gdy zbliżaliśmy się do ADIZ2”.

Jego ojciec coraz bardziej denerwował się i zaczął krzyczeć do kontrolera. On i Chuck zaczęli panikować. Bruce robił, co mógł, aby ich uspokoić. Powiedział im, że najgorsze jest już za nimi i próbując sam w to uwierzyć przekonywał ich, że wszystko będzie dobrze.

„Stało się coś bardzo dziwnego. Zamiast czystego, błękitnego nieba, którego spodziewaliśmy się na końcu tunelu, wszystko było spowite przyćmioną, szarawą bielą. Widoczność zdawała się wynosić 2 mile (3,2 km), ale nie było absolutnie nic do zobaczenia – żadnego oceanu, żadnego horyzontu, żadnego nieba. Tylko szara mgła”.

Była ciemniejsza od normalnej mgły, z którą Gernon nieraz miał do czynienia podczas lotów. Powietrze było jednak stabilne, nie było żadnych piorunów ani opadów.

„Zdawało się, że jesteśmy w jakiegoś rodzaju mgle, ale w przeciwieństwie do zwyczajnej mgły, w której widoczność jest ograniczona do kilkuset stóp, mogliśmy widzieć o wiele dalej”.

Jednak najbardziej niepokojący był fakt, że przyrządy nadal nie działały prawidłowo. Nie wiedząc, co się może zaraz wydarzyć, zmniejszył prędkość samolotu do 180 mil na godzinę (290 km/h). Kompas nadal wirował i nie można było stwierdzić, gdzie jest Słońce. Gernona przerażała myśl, że mogli przemieszczać się w dowolnym kierunku, nawet z powrotem ku tajemniczej chmurze.

Lecieli już prawie 32 minuty i powinni byli zbliżać się do archipelagu Wysp Bimini, który ciągnął się na długości 30 mil (48 km) na południe od głównej wyspy – Bimini. Gernon oszacował, że znajdują się 95 mil na południowy wschód od Miami.

Lecąc dalej, był coraz bardziej przekonany, że jego „wewnętrzny kompas” utrzymuje ich na właściwym kursie i że niedługo ujrzą Wyspy Bimini. Był zdezorientowany z powodu wypełniającej powietrze dziwnej mgły.

„Pozostawaliśmy na częstotliwości Miami, a mimo to od kilku minut nie słyszeliśmy żadnych transmisji, co wydawało się dziwne. I nagle usłyszeliśmy głos kontrolera, który krzyczał, że dokładnie nad Miami Beach zauważył lecący na południe samolot”.

 

Zakrzywienie czasu

Gernon spojrzał na zegarek i zobaczył, że lecą już prawie 34 minuty.

„Nie mogliśmy znaleźć się nad Miami Beach tak szybko” – wspomina – „i powiedziałem kontrolerowi, że znajdujemy się około 90 mil na południowy wschód od Miami i nadal szukamy Wysp Bimini”.

Nagle mgła zaczęła się rozpływać, ale nie rozproszyła się tak po prostu. Równolegle do kierunku ich lotu biegły długie wstęgi mgły i rozchodziły się do momentu, aż czyste niebo pojawiło się jako długie szczeliny w mgle. Wstęgi ciągnęły się w odległości około 1 mili (1,6 km) od samolotu i na przestrzeni od 2 do 3 mil (3,2–4,8 km) przed Bonanzą oraz na podobnej za nią. Szczeliny stawały się coraz szersze i szersze, aż wstęgi mgły zniknęły zupełnie.

„Jedyne, co widziałem, to wspaniałe błękitne niebo i gdy moje oczy przystosowały się do jasności, rozpoznałem pod nami Miami Beach”.

Wszyscy troje odetchnęli z ulgą, jednakże wciąż byli oszołomieni. Gernon czuł, że zapamiętanie szczegółów tego lotu oraz chmur, które widział, jest bardzo istotne. To była dziwna myśl, prawie tak jakby wypłynęła nie od niego, ale jakby podsunął ją ktoś z zewnątrz.

„Chmury z pewnością były niezwykłe, ale nie miałem pojęcia, jak ani dlaczego mogły być istotne”.

Gdy skręcili i skierowali się ku West Palm Beach, ojciec Gernona zauważył, że przyrządy nawigacyjne znowu działają. Po wylądowaniu Gernon pomyślał, że coś musiało być nie tak z czasomierzem w samolocie.

„Wszystkie nasze zegarki wskazywały, że jest 15.48. Tak samo wskazywał zegar w samolocie. Oznaczało to, że odbyliśmy lot w 47 minut, co, oczywiście, było niemożliwe”.

Gernon latał między Palm Beach i Andros co najmniej kilkanaście razy i nigdy nie udało się mu przemierzyć tej trasy w mniej niż 75 minut i to lecąc prosto do celu. Tym razem nie lecieli bezpośrednio do celu i mieli pokonać prawie 250 mil (402 km). Bonanza nie mogła przebyć takiego dystansu w 47 minut przy maksymalnej prędkości przelotu wynoszącej 195 mil na godzinę (314 km/h).

Minął kolejny rok, zanim Gernon usłyszał termin „Trójkąt Bermudzki” i legenda o zaginionych statkach i samolotach dotarła do opinii publicznej. To właśnie wtedy uświadomił sobie, że jego przeżycie jest częścią większej, bardzo dziwnej całości.

 

Obraz całości

Bruce Gernon przez wiele lat próbował wyjaśnić swoje zagadkowe przeżycie związane z tajemniczą chmurą, tunelem i mgłą, a także pozornym zniknięciem samolotu z radaru i dylatacją czasu. W roku 1974 obejrzał program z udziałem dra J. Mansona Valentine’a, który kierował grupą naukowców badających Trójkąt Bermudzki. Valentine był dyrektorem Muzeum Nauki w Miami i posiadał imponujące referencje naukowe: trzy doktoraty z Yale z zoologii, paleontologii i geologii. Mimo tych osiągnięć naukowych jego zainteresowania wykraczają daleko poza główny nurt nauki i obejmują na przykład Trójkąt Bermudzki, Atlantydę i UFO. Jego badania wywarły duży wpływ na bestseller Charlesa Berlitza Trójkąt Bermudzki i jego kontynuację.

Po obejrzeniu tego programu Gernon zadzwonił do muzeum i zostawił wiadomość dla Valentine’a, który skontaktował się z nim tydzień później i umówił na spotkanie. Spotkali się w położonym w centrum Miami domu Valentine’a, który był bardzo zadbany, pochodził z innej epoki i wyraźnie odróżniał się od otaczających go wysokich budynków.

Historia Gernona zafascynowała Valentine’a. Po jej wysłuchaniu Valentine odwrócił się do swojej żony i powiedział: „To jest niesamowite. On jest jedynym pilotem, który przeleciał przez serce burzy, był świadkiem jej powstania i rozwoju i wyleciał przez wir”.

Jeszcze zanim Gernon wyszedł, Valentine powiedział mu, że trzyma klucz do tajemnicy Trójkąta Bermudzkiego. Zdaniem Valentine’a ten klucz ma związek z UFO. Uważał, że chmura w kształcie elipsy, która zapoczątkowała burzę, skrywała UFO. Zasugerował także, że między Trójkątem Bermudzkim i Atlantydą istnieje związek w postaci UFO. Uważał, że te pojazdy mogą być wehikułami czasu, które przemieszczają się przez portale w Trójkącie Bermudzkim między Atlantydą i innymi światami lub wymiarami.

Gdy Rob MacGregor i Bruce Gernon napisali książkę The Fog, która ukazała się drukiem w roku 2005, Gernon unikał łączenia swojego przeżycia z UFO, ponieważ nie chciał być określany jako „czubek od UFO”. Był przekonany, że zaginięcia samolotów i łodzi w Trójkącie Bermudzkim były związane z tajemniczym i nieznanym zjawiskiem geometeorologicznym, które określił jako „elektryczna mgła”.

Jego zdaniem mgła powstaje wskutek uwalniania poprzez wodę i atmosferę energii elektromagnetycznej Ziemi. Elektryczna mgła może wpływać na kompasy i sprzęt elektroniczny, a nawet zaburzać upływ czasu. Posiada zdolność przyczepienia się do samolotów i statków i tworzenia złudzenia, że poruszają się one przez ogromną masę mgły. Według teorii Gernona taka mgła ma zwykle nie więcej niż ćwierć mili (400 m) średnicy.

Script logo
Do góry